niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 201



-          Tato? - Mary Ann zwróciła się do ojca, który siedział na małym balkoniku i obserwował gwarną ulicę. - Pójdę się przejść, dobrze?
Mężczyzna skinął potakująco głową, nie odrywając spojrzenia od przechadzających się ludzi i krów kilka metrów poniżej.
-          Tylko wróć zanim zapadnie zmrok. I zabierz na wszelki wypadek telefon.
-          Dobrze.
Blondynka posłusznie schowała do torby swoją komórkę, a także butelkę z wodą mineralną. Zdążyła się już nieco przyzwyczaić do upałów panujących w Indiach, ale i tak bez czegoś do picia nie wychodziła z klimatyzowanych pomieszczeń. Nie miała pojęcia jakim cudem Hindusi nie pocą się tak bardzo jak ona w tej duchocie.
Opuszczając hotel przywołała na twarz delikatny uśmiech i udała się przed siebie. Nie znała Kalkuty, w której obecnie przebywali, ani nie miała planu tego miasta, ale sądziła, że w razie czego jakiś Hindus zawiezie ją swoją rikszą w odpowiednie miejsce. Zajmie to więcej lub mniej czasu, ale była wręcz pewna, że w końcu dotrze tam gdzie chce. Miała zamiar znaleźć jakąś kafejkę internetową, żeby porozmawiać z Nikolą, jeżeli ta będzie na MSN, albo poszukać wiadomości o Tokio Hotel. Mimo, że zachowanie Billa ją zraniło, a umysł podpowiadał, że powinna o nim jak najszybciej zapomnieć, serce wyrywało się do niego. Kazało poszukać choć kilku nowych zdjęć ukochanego.
Gdy doszła do rozwidlenia dróg, rozejrzała się niepewnie, po czym skręciła w lewo. Ulica nie tętniła już tak życiem, jak ta, którą opuściła. W porównaniu do tamtej wydawała się przeraźliwie cicha. Mary Ann wątpiła, żeby znalazła tutaj jakieś miejsce, gdzie mogłaby skorzystać z Internetu, ale mimo tego szła naprzód. Kiedy jej oczom ukazał się bardziej uczęszczany bulwar, uśmiechnęła się lekko do siebie, ale uśmiech jak szybko pojawił się na jej ustach, tak szybko znikł. Widziała już wielu żebraków w Indiach, ale po tym co miała okazję właśnie obserwować włosy na głowie niemal stanęły jej dęba. W pierwszym odruchu widząc tych wszystkich okaleczonych ludzi, chciała uciec daleko stąd, ale kończyny odmówiły jej posłuszeństwa. Przyglądała się z przestrachem jak człowiek o ciele kończącym się nieco poniżej pępka, poruszał się za grupką turystów, na wózku za pomocą umięśnionych rąk. Nieopodal człowiek bez rąk i nóg wił się w krowich łajnach, pyle i porozrzucanych wszędzie śmieciach, niczym brudny worek na ziemniaki zwieńczony głową. Mary Ann wydawało się nieprawdopodobne, że stwór trzyma w ustach zapalonego papierosa. Widząc jak w jej stronę skacze chłopiec na czworaka z kręgosłupem związanym w węzeł refowy, po topiącym się asfalcie, udała się szybkim krokiem naprzód. Starała się nie przyglądać żebrakom, skupiając wzrok na innych turystach, którzy przechodzili tą drogą, ale nie była w stanie. Jej spojrzenie mimowolnie podążało w stronę Hindusów, ukazując makabryczne widoki. Trędowata kobieta, na której twarzy pozostały teraz jedynie szpary na oczy, zaś na ustach miał już nigdy nie zagościć uśmiech siedziała spokojnie na brudnej ziemi, wyciągając przed siebie kikuty, które kiedyś były zwieńczone stopami. Siwiejący ślepiec, przywiązał swoją prawą dłoń kawałkiem grubej liny, do szyi młodego chłopaka, który go prowadził. Mary Ann wzdrygnęła się widząc obraz tak odrażającej symbiozy. Oto tych dwóch mężczyzn miało ze sobą żyć, dopóki śmierć jednego z nich ich nie rozłączy.
Blondynka widząc wreszcie upragniony, podniszczony szyld z napisem „Internet cafe” weszła szybko do pomieszczenia i odetchnęła z ulgą. Gdyby wiedziała, że będzie świadkiem tak makabrycznych widoków, z pewnością nie opuściłaby hotelu. A już tym bardziej samotnie.
            Ciężkim krokiem podeszła do Hindusa, ubranego w białą, przewiewną koszulę i spodnie w takim samym odcieniu. Mężczyzna wskazał jej z uśmiechem komputer w rogu sali. Mary Ann posłusznie udała się do swojego stanowiska i usiadła na starym, rozklejającym się krześle. Monitor, klawiatura i mysz wyglądały tak, jakby zostały zakupione przynajmniej dziesięć lat temu. Przez chwilę blondynka zawahała się czy zadziała na tym komputerze Internet, ale po włączeniu MSN, uśmiechnęła się do siebie. Kliknęła na ikonkę oznaczającą, że w tej chwili jest online i włączyła bloga z wiadomościami o Tokio Hotel, na którym czasem bywała, żeby obejrzeć zdjęcia ukochanego albo znaleźć jakieś filmiki z koncertów. Zaśmiała się cicho. „Co za ironia losu...” - pomyślała z przekąsem. - „Znam osobiście chłopaków z Tokio Hotel, a wchodzę na blogi, żeby się czegoś o nich dowiedzieć!”.
            Widząc, że przyszła wiadomość od Nikoli kliknęła odpowiednią chmurkę, po czym wyświetliło jej się okienko.
Nikola: Hej!
Mary Ann: Hej! Nareszcie dorwałam się do kafejki... Nawet nie wiesz co przeżyłam, żeby ją znaleźć...
Nikola: Myślałam, że w hotelach jest Internet...
Mary Ann: No co Ty! Tutaj w hotelach ledwo działa klimatyzacja... :/. A, żeby znaleźć kafejkę musiałam przejść trzy przecznice! Na szczęście nie dopadł mnie żaden żebrak...
Nikola: Nie sądzę, żeby zrobili ci krzywdę...
Mary Ann: Wiem o tym, ale żebyś widziała tych ludzi... Wszyscy są strasznie okaleczeni... Myślałam, że w Varanasi jest strasznie, ale tutaj jest jeszcze gorzej!
Nikola: A gdzie teraz jesteś?
Mary Ann: W Kalkucie. Wiesz... Matka Teresa i te sprawy... Wczoraj tata uparł się, żebyśmy zobaczyli jej dom, w którym mieszkała...
Nikola: Aha. A później gdzie jedziecie?
Mary Ann: Nie jestem pewna, ale najprawdopodobniej polecimy do Bangaluru, a stamtąd do P-coś-tam. Do aśramy Sai Baby. Zabierz mnie stąd! Ja tu nie wytrzymam do końca sierpnia!
Nikola: Bardzo chętnie :D Wsiadaj w samolot i przylatuj do Niemiec :D
Mary Ann: Gdyby to było takie proste... :( A co u chłopaków?
Nikola: Tom właśnie bierze prysznic, Gustav z Georgiem w nocy przyjeżdżają z Magdeburga, a u Billa nie wiem co słychać. Ostatnio widziałam się z nim jak jechaliśmy razem do Hamburga...
Mary Ann: Ech...
Nikola: Nie wzdychaj tak :D Miałaś o nim zapomnieć w Indiach ;D
Mary Ann: Miałam, ale nie potrafię :( Dzwonił do mnie w środę...
Nikola: I co chciał? Przeprosił Cię za swoje zachowanie?
Mary Ann: Taaa... Jasne... Pokłóciliśmy się. Właściwie nie powinnam na niego naskakiwać, ale dzieciaki chcące pieniędzy nie dawały mi spokoju, a na dodatek Bill zaczął mnie obwiniać o wszystko... Jakby to była moja wina, że jemu zachciało się zabawy w udawanie wielkiej miłości!
Nikola: Tom mówi, że Bill chodzi smutny, a przynajmniej chodził jeszcze niedawno... Ostatnio uciekł w Paryżu i szwendał się gdzieś przez całą noc. Tom ledwo go znalazł...
Mary Ann: Ja go nie rozumiem... Uważa mnie za zabawkę, ok, rozumiem to, ale czemu chodzi smutny? On jest nielogiczny! Powinien iść do psychiatry!
Nikola: Mary on Cię kocha...
Mary Ann: Jasne, a ja jestem w ciąży... :/
Nikola: Najlepiej byłoby gdybyście jeszcze raz ze sobą porozmawiali na spokojnie... Może zadzwoń do niego, albo wyślij maila?
Mary Ann: Nie.
Nikola: Dlaczego?
Mary Ann: Co dlaczego?
Nikola: Dlaczego tak lubicie się katować?
Mary Ann: Nie lubię się katować, tylko nie chcę z nim rozmawiać o tym przez telefon. Jakbyś nie zauważyła, to ja nadal jestem w Indiach, a on w Niemczech! Niby co da rozmowa przez komórkę?
Nikola: Oboje przestaniecie się zadręczać... Znam Cię i wiem jak się teraz czujesz i wyglądasz...
Mary Ann: Nikola wiem, że chcesz mi pomóc, ale w ten sposób mi nie pomagasz. Zamiast napisać, że Bill to ostatni dupek i powinnam o nim zapomnieć, Ty go zwyczajnie bronisz!
Nikola: Nie bronię go. Patrzę tylko obiektywnie na tą całą sytuację. Nie wiem o co wam poszło, ale Tom twierdzi, że to nie Bill zawinił, a Ty twierdzisz, że to nie jest Twoja wina. W takim razie czyja?
Mary Ann: Nie wiem, ale wydaje mi się, że Bill usłyszał jakąś głupią plotkę, albo coś... Nikola ja nie wiem czy chcę z nim być, skoro on mi nie ufa. Kocham go, ale czasami to nie wystarcza...
Nikola: To może z nim pogadam? Spróbuję wyciągnąć z niego o co chodzi?
Mary Ann: Rób jak chcesz, ale wątpię, żeby ci powiedział. Mnie nie chciał...
Nikola: Z Toma też nie mogę niczego wyciągnąć... A Gustav z Georgiem? Może oni będą wiedzieli?
Mary Ann: Nie sądzę.
Nikola: W takim razie co zrobimy? Przecież tak być dłużej nie może! Kochacie się, więc powinniście być razem!
Mary Ann: Wiesz, że to nie tylko ode mnie zależy? Bill też ma tutaj sporo do powiedzenia. Z tego co mi powiedział, wychodzi na to, że nie chce mnie znać ;(
            Mary Ann otarła łzę, która spłynęła po jej policzku. Po rozmowie z Nikolą widziała już, że chce odzyskać Billa, ale z drugiej strony nie wiedziała jak ma tego dokonać. Mogła poprosić przyjaciółkę, żeby z nim pogadała, tym bardziej, że sama to zaproponowała, ale nie chciała w taki sposób rozwiązywać tej całej sytuacji. Wolała z nim porozmawiać w cztery oczy i spróbować wszystko wyjaśnić. Z drugiej jednak strony nie mogła być wcale pewna, że Czarny nadal ją kocha. Jego słowa wydawały się prawdziwe, a Mary Ann nie sądziła, żeby młodszy Kaulitz potrafił tak świetnie kłamać.
Nikola: Na pewno chce Cię znać :D
Mary Ann: Miło by było... Pozdrów Toma, a ja już uciekam, bo za niedługo się ściemni, a obiecałam ojcu, że nie będę wracała po nocy... Pa!
Nikola: Pa! Baw się dobrze w Indiach :D
Mary Ann: Nie będę, ale dzięki ;*
Nikola: Proszę ;) ;*
            Blondynka westchnęła ciężko, wyłączając wszystkie otwarte przez nią okienka. W końcu nie dowiedziała się co słychać u chłopaków z Tokio Hotel, ani nie obejrzała nowych zdjęć Billa, ale przynajmniej porozmawiała z przyjaciółką. Zastanawiała się dlaczego Czarny chodzi smutny. Przecież to on powiedział jej, że to wszystko było tylko zabawą, którą pora zakończyć. Ona zaś nie miała bladego pojęcia dlaczego Bill, po zapewnieniach, że ją kocha, zachował się w taki sposób. W dodatku ich ostatnia rozmowa... Nie dowiedziała się z niej niczego ciekawego, ale domyślała się, że to wszystko stało się przez jakąś głupią plotkę, którą od kogoś usłyszał. Tylko od kogo? Przecież nie mieli żadnych wspólnych znajomych oprócz Nikoli, ale ona na pewno nie wywinęłaby jej żadnego świństwa. Georg, Gustav i Tom też raczej nie powiedzieliby na nią złego słowa, tym bardziej, że ostatnimi czasy ich relacje były całkiem dobre. Nie byli przyjaciółmi, ale mimo to się lubili.
            Przypomniała sobie, że Czarny coś wspomniał o tym, że ma nadzieję, że kocha kogoś innego i będą razem szczęśliwi. Wtedy nie zwróciła na to zbyt dużej uwagi, ale być może Bill był zazdrosny o Piotrka? Wspominała mu o swoim byłym chłopaku, nawet raz z nim rozmawiała przy Czarnym, ale przecież nie mógłby być o niego zazdrosny! Tym bardziej, że z Piotrkiem absolutnie nic ją nie łączyło, oprócz tego, że chłopak nie chciał dać jej spokoju. A może ktoś powiedział Billowi, że zależy jej tylko na jego sławie i pieniądzach? Wiedziała, że tak się mogło zdarzyć, ale przecież mówiła mu tyle razy, że ona kocha tego Billa Kaulitza z Loitsche, a nie Billa Kaulitza z Tokio Hotel! Ona kochała go za to jaki był, a nie za to kim był. Dlaczego młodszy Kaulitz nie chciał uwierzyć w szczerość jej słów? Najchętniej pojechałaby teraz na lotnisko i poleciała do Niemiec, ale wiedziała, że nie może tego uczynić. Przynajmniej nie wcześniej niż pod koniec sierpnia.
            Zacisnęła dłonie mocno w pięści, wstając gwałtownie z krzesełka, niemal je wywracając. Nie! Nie będzie błagała go o wybaczenie! Gdyby rzeczywiście zrobiła coś złego, wtedy prosiłaby go na kolanach, żeby do niej wrócił, ale skoro to nie jest jej wina, że Czarny jej nie ufa, to da sobie z nim spokój! Znienawidzi go i zapomni o nim! Nie może być z kimś kto wierzy w głupie plotki rozpowiadane przez niewiadomo kogo, a nie jej!
            Wręczyła Hindusowi zapłatę za skorzystanie z Internetu i z zaciśniętymi ustami w wąską linię, wyszła na zewnątrz. Była zdeterminowana. Nie da się dłużej niszczyć tej chorej miłości, która sprowadza na nią więcej cierpienia i nieszczęścia niż radości!
            Mary Ann spojrzała zdziwiona widząc, że chłopiec z kręgosłupem związanym w węzeł refowy, czeka na nią przed kafejką. Kiedy ją zobaczył na jego brudnej, niemal anielskiej twarzy, zagościł lekki uśmiech. Jego jasne oczy patrzyły na nią bez cienia urazy czy bólu. Blondynka była zaskoczona tym, jak bardzo ci ludzie wierzą w karmę i reinkarnację.
            Wyciągnęła ze swojej torby kilka nieco roztopionych batoników, których zapomniała zostawić w hotelu i kilkadziesiąt rupii. Podała je chłopcu, przywołując na usta delikatny uśmiech. W jego oczach dostrzegła błysk wdzięczności, zaś ładną twarz rozjaśnił uśmiech. Skinęła mu głową i ruszyła przed siebie, drogą, którą wcześniej tutaj przyszła.
Ci ludzie mieli o wiele gorzej niż ona. Mieszkali na ulicy, wśród śmieci i krowich łajn; kąpali się w Gangesie, co dla niej w ogóle było nie do pojęcia; musieli żebrać, żeby mieć co zjeść, a na dodatek ich ciała były okaleczone w okropny sposób. Ona natomiast miała gdzie mieszkać, nie była bogata, ale też nie była biedna, nie musiała kąpać się w wodzie tak brudnej jak ta z Gangesu, a ciało tryskało zdrowiem... No może oprócz krwawiącego serca i nieco rozchwianej psychiki... Ci ludzie, których mijała na ulicach w Indiach z pewnością zamieniliby się z nią miejscem, myśląc, że wygrali bilet na loterii, a ona ciągle narzeka i chodzi nieszczęśliwa! Bill potraktował ją w taki, a nie inny sposób, ale czy to powód, żeby się załamywać? Powinna się wyzbyć do niego urazy. Ani nie nienawidzić, ani nie kochać. Po prostu traktować neutralnie. Tylko czy tak potrafi? Czy potrafi przestać go kochać?
-          Jeżeli nie spróbuję, nigdy się nie dowiem... - mruknęła do siebie, wchodząc do hotelu.
* * *
            Nikola leżała na swoim łóżku, przeglądając kolorowy magazyn. Zatrzymała się dopiero na plakacie przedstawiającym US5. Brunetka nie sądziła, że Bill zadzwoni do jej przyjaciółki. Mary Ann nie napisała czego chciał, ani jak przebiegła ich rozmowa, ale była niemalże pewna, że Czarny nie chciał jej przeprosić. A jej zdaniem powinien. Chciała, żeby oboje znów byli szczęśliwi ze sobą, ale póki co widziała to w ciemnych barwach. Bill był zbyt dumny, żeby przyznać się do błędu, zaś Mary była teraz w Kalkucie, kilka tysięcy kilometrów stąd. Za to dość sporo dała jej do myślenia ta plotka, o której pisała Mary Ann. Być może ktoś powiedział Czarnemu coś złego na jej temat i od tego zaczęła się ta cała afera?
            Westchnęła ciężko, wpatrując się w uśmiechniętą twarz Chrisa. Chłopak był przystojny, ale za nic nie zamieniłaby na niego swojego Toma.
-          Jak możesz wzdychać patrząc na nich? - Tom spytał, unosząc w górę jedną brew. - Powinnaś podziwiać prawdziwych mężczyzn!
Nikola spojrzała z powątpiewaniem na starszego Kaulitza, który stał nieopodal niej, ubrany tylko w swoje zbyt szerokie jeansy. Na lekko opaloną, chudą klatkę piersiową opadały niesfornie dready.
-          Kogo masz na myśli, kochanie? - Spytała słodko, wbijając w niego swoje orzechowe tęczówki.
-          Jak to kogo? - Przekręcił oczami. - Oczywiście, że mnie!
-          Ciebie? - Zmarszczyła śmiesznie nos. - No nie wiem... Spójrz na takiego Chrisa...
-          I niby co ci się w nim podoba? - Prychnął. - Tlenione włosy, tona podkładu, ciuchy wybrane przez stylistów, a może ciało wysmarowane oliwką?
-          A co w tym złego? Ciebie też czasami malują, nie mówiąc o twoim bracie, którego prawie nie da się spotkać bez makijażu.
-          Nie mieszaj do tego Billa. Bill to Bill.
-          Czyżbyś uważał swojego brata za mało męskiego?
-          Skąd! - Zaprotestował. - Zresztą nie zmieniaj tematu.
-          Dobrze mój chudy mężczyzno - w jej tęczówkach pojawiły się wesołe błyski. Zamknęła czasopismo i wpatrzyła się w Toma, który trzymał teraz dłonie na biodrach.
-          Tylko nie chudy - pogroził jej palcem. - Jestem szczupły, ale nie chudy.
-          Dobrze, szczupły mężczyzno - uśmiechnęła się do niego łobuzersko.
Dreadowłosy odwzajemnił uśmiech, kucając koło łóżka. Pocałował Nikolę w usta, po czym powiedział:
-          Jak widzisz jedynym mężczyzną, którego powinnaś podziwiać i wzdychać na jego widok jestem ja, Tom Kaulitz. Zapamiętaj to sobie kochanie.
-          Nie ma sprawy - roześmiała się. - A czy mój mężczyzna musi już iść?
-          Twój mężczyzna by tutaj z chęcią został i pokazał swojej kobiecie jaki jest wspaniały, ale niestety Jost zagroził, że skopie mu tyłek jeżeli nie będzie go za godzinę w studio.
-          Godzina to jeszcze dużo czasu... - próbowała go przekonać, ale ten tylko cmoknął ją w usta i odsunął się.
-          Za ten czas muszę dotrzeć jeszcze do studia, ale obiecuję, że przyjadę jak tylko Jost nas puści. W końcu musimy wykorzystać maksymalnie czas, kiedy nie ma twojego taty - puścił jej oczko, wkładając na siebie podkoszulek i bluzę z kapturem. - Jeżeli byś chciała możemy wyskoczyć do jakiejś restauracji wieczorem...
-          Odblokowali wam konta? - Spytała zaskoczona.
-          Jeszcze nie... - mruknął z niezadowoleniem. Nie pasowało mu, że dostaje tylko nieco ponad sto euro tygodniowo, ale wiedział, że sprzeciwianie się matce nic nie da. Bill próbował ją przekonać, że tylko on powinien ponieść karę za swoje zachowanie, ale Simone Trümper nie dała się przekonać, twierdząc, że starszy bliźniak pożyczałby pieniądze bratu. I miała rację. - To jak z kolacją?
-          Wolę zostać w domu - uśmiechnęła się do niego, trzepocząc rzęsami, na co Tom się roześmiał.
-          A podobno to ja jestem erotomanem...
-          A nie jesteś? - Zapytała podchodząc do niego, i przytulając się do jego szczupłego torsu. - Jeżeli nie chcesz, to możesz spać w sypialni taty, albo jechać do siebie...
-          Jak na prawdziwego mężczyznę przystało, nie pozwolę, żeby kobieta się na mnie zawiodła - uśmiechnął się szarmancko, skradając jej pocałunek. - Szczególnie taka, którą kocham.
-          Też cię kocham, a teraz już uciekaj, bo znowu będziesz mi zrzędził, że Jost na ciebie wyzywał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz