niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 182



            Pożegnał się z Tomem, Gustavem i Georgiem, a także ochroniarzami, po czym udał się hotelowym korytarzem prosto do swojego pokoju. Billowi ledwo starczyło sił na to, aby dotrzeć do drzwi z odpowiednimi cyferkami. Kiedy wreszcie takowe odnalazł, włożył klucz do zamka i przekręcił kilkakrotnie. Zrzucając z nóg swoje kowbojki, powlókł się w stronę łóżka i z błogim uśmiechem rzucił się na miękki materac. Był wykończony! Od samego rana był na nogach. Nie miał nawet czasu na to, aby coś przekąsić!
Już kilka minut po siódmej musieli być w redakcji austriackiego Bravo, potem odbyła się próba generalna przed galą, która zajęła dobre kilka godzin, w międzyczasie udzielili jeszcze kilkudziesięciu wywiadów dla jakichś austriackich magazynów, potem Saki odwiózł ich do hotelu, żeby przygotowali się do Amadeus Award. Kiedy włożył na siebie pierwsze lepsze ciuchy, które mu się nawinęły i zrobił makijaż, usłyszał melodyjkę wydobywającą się z jego komórki. Zniecierpliwiony David dzwonił, że czas już się zbierać i jak nie zejdzie za trzydzieści sekund na dół, to skopie mu tyłek. Przez następne czterdzieści minut pozowali do zdjęć, żeby potem siedzieć z pustym żołądkiem w wielkiej auli, i czekać aż rozdanie nagród się zakończy. Nie otrzymali ani jednej statuetki, choć mieli trzy nominacje, ale jemu to nie przeszkadzało. W końcu nie muszą zawsze wszystkiego wygrywać. I tak cieszył się, że zdobyli trzy nominacje. To też zawsze jakieś osiągnięcie. Po gali przyszedł czas na nudne afterparty, na którym obecność była obowiązkowa. Chociaż tyle, że namówili Sakiego, aby w drodze powrotnej do hotelu wstąpili do Mc’Donald’sa, bo wszystko inne o tej godzinie było już zamknięte. Nawet hotelowa kuchnia. Jedynym plusem jak dotąd było to, że przestało burczeć mu w brzuchu.
Bill przytulił się do białej, miękkiej poduszki, wyobrażając sobie, że zasypia w ramionach ukochanej. Dzisiejszego dnia ledwie znalazł kilka minut, aby zadzwonić do kwiaciarni i po wielu próbach dogadania się we wszystkich znanych mu językach, zamówić dwadzieścia dwa tulipany. Postanowił, że codziennie będzie wysyłał jej inny gatunek kwiatów. Tak, żeby nie było monotonnie.

Letnie promyki słońca wpadały przez okna, pokoju hotelowego Billa, rażąc go w oczy. Mrucząc coś niezrozumiale przykrył głowę poduszką, próbując zasnąć jeszcze na kilka minut. Uniemożliwił mu to jednak dźwięk alarmu wydobywający się z jego komórki. Wyłączył melodyjkę i zrezygnowany zwlekł się z łóżka. Najchętniej pospałby jeszcze przez kilkadziesiąt minut, a może kilka godzin? Szczególnie, że śniła mu się Mary Ann. Żałował, że nie może teraz spojrzeć na jej delikatną twarz, ucałować każdego centymetra jej gładkiej skóry, czy choćby usłyszeć jej głosu.
Przetarł powieki wierzchem dłoni i chwycił telefon komórkowy do ręki. Przecież może do niej zadzwonić! Nie rozmawiał z nią od przedwczorajszego południa, choć wczoraj dzwoniła do niego kilkakrotnie. Był jednak zbyt zabiegany, a później zmęczony, aby do niej oddzwonić. Teraz jednak miał okazję. Może nie mógł rozmawiać z nią długo, ale parę minut to zawsze coś.
-          Słucham? - usłyszał zaspany głos Mary Ann. Mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Tak bardzo ją kochał...
-          Cześć kochanie, obudziłem cię? - spytał nieco zmartwionym głosem. Zupełnie zapomniał, że dochodzi dopiero siódma rano.
-          Tak, ale to nic. I tak miałam właśnie wstać.
-          Przepraszam, że wczoraj nie oddzwoniłem, ale byłem wykończony. Nawet nie miałem siły, żeby ściągnąć z siebie ubrania. Aaa! - krzyknął, kiedy zobaczył swoje odbicie w lustrze.
Makijaż rozmazał mu się po całych policzkach, a nawet czole, włosy sterczały na wszystkie strony, a biała, letnia kurtka i spodnie wyglądały tak, jakby właśnie brały udział w zawodach, na najbardziej wygniecioną rzecz w Austrii.
-          Bill? Co się stało? - blondynka spytała zaniepokojona jego wrzaskiem.
-          Nic... - burknął. Zobaczyłem się tylko w lustrze...
Opowiedział pokrótce Mary Ann jak przebiegał jego wczorajszy dzień. Ukochana zdała mu zaś relację ze swojego powrotu do szkoły.
-          Widziałeś już ile jest naszych zdjęć w Internecie? - spytała niespodziewanie.
-          Nie miałem okazji. Spojrzę jak będziemy jechali do Bonn.
-          Mam nadzieję, że David nie urządzi ci znowu za nie awantury. Właściwie tylko na nich stoimy obok siebie, ale...
-          Nie martw się skarbie. Jak David jeszcze nic o nich nie mówił do tej pory, to już nic nie powie. Zresztą, nie obchodzi mnie jego zdanie.
-          Mnie też, ale nie chciałabym, żebyście się pokłócili przeze mnie. Poczekaj moment.

Mary Ann spojrzała na Nikolę, która lekko klepnęła ją w ramię, żeby zwrócić na siebie uwagę. Tom zadzwonił do niej dokładnie w tej samej chwili, co Bill do Mary.
            Blondynka kiwnęła głową, dając do zrozumienia przyjaciółce, żeby mówiła o co jej chodziło.
-          Tom mówi, żebyś pozdrowiła od niego Billa i powiedziała, żeby się pospieszył, bo wyjeżdżają za godzinę.
-          Ok., już mówię - roześmiała się słysząc prośbę Toma, po czym powiedziała do słuchawki: - Jestem. Tom każe cię pozdrowić i przekazać, że masz się pospieszyć, bo za godzinę wyjeżdżacie.
-          A skąd on o tym wie?
Mary Ann spytała przyjaciółkę, a kiedy usłyszała od niej odpowiedź, zwróciła się do Billa:
-          Gustav do niego dzwonił przed tym, jak Tom zadzwonił do Nikoli. Coś mówił, że David wspominał mu o tym wczoraj, bo wyglądał najbardziej trzeźwo z was wszystkich. Ładnie musieliście poimprezować na afterparty...
-          Chyba się wynudzić... - mruknął. - Nie miałem siły nawet na podniesienie kieliszka, a co dopiero na zabawę. Teraz jednak musisz mi wybaczyć, ale już kończę, bo chyba powinienem doprowadzić się do porządku i jakoś spakować te wszystkie ciuchy, które wywaliłem wczoraj z walizek...
-          Wybaczam - uśmiechnęła się ciepło, całkowicie świadoma, że Bill nie zobaczy tego gestu.
-          Kocham cię.
-          Ja ciebie też.
Mary Ann odsunęła telefon od ucha i rozłączyła się. Westchnęła głośno, wtulając się w swoją pościel. Czeka ją dziś kolejny ciężki dzień, w którym będzie musiała zaliczyć klasówkę z biologii, a w dodatku znosić komentarze tak zwanych kolegów i koleżanek ze szkoły. Po przysposobieniu obronnym myślała, że wszystko będzie dobrze, ale pomyliła się. Najwyraźniej ludzie kiedy tylko uświadomili sobie, że była w Paryżu z Nikolą i Tokio Hotel uznali, że wypadałoby to jakoś skomentować. A komentarze te zdecydowanie nie były miłe. Albo były przesadnie miłe.
            Nikola rzuciła telefon na materac i spojrzała na Mary Ann.
-          Tęsknię za Tomem - wyznała.
-          A ja za Billem. Chciałabym, żeby już minęło te dwadzieścia jeden dni - Przesunęła wzrok na dwadzieścia dwa czerwone tulipany, które wczoraj przysłał jej Bill. - Muszę tylko pogadać z mamą albo tatą o wyjeździe, ale póki co, wolę się nawet nie odzywać...
Mary Ann przeciągnęła się leniwie, po czym odsunęła od siebie kołdrę i zwlokła się z łóżka. Choć była w domu dopiero od dwóch dni zdążyła już usłyszeć sporo kłótni rodziców. Teraz zdecydowanie nie był dobry moment na to, aby pytać ich o wyjazd do Niemiec. Nie wiedziała jeszcze dokładnie jak to się stało, że jej tata tak nagle zainteresował się Indiami i koniecznie chciał tam pojechać na ponad dwa miesiące, ale w tej chwili ta wiedza wydawała jej się zbędna. Najgorsze, że pani Rose było to zupełnie nie na rękę, co okazywała kilka razy dziennie, w dość wyrazisty sposób.
* * *
            Mary Ann po sześciu godzinach lekcyjnych miała już serdecznie dość szkoły, a czekały ją jeszcze dwa angielskie. Najchętniej napisałaby sobie zwolnienie, ale zostało zbyt mało czasu do końca roku szkolnego, aby mogła pozwolić sobie na opuszczenie lekcji. Nikola najwyraźniej myślała podobnie jak ona, gdyż siedziała zgaszona na granitowych płytach, którymi była wyłożona podłoga w korytarzu i pisała SMS-y do Toma. Koło nich co rusz przystawały jakieś nastolatki pytając czy to prawda, że są dziewczynami bliźniaków Kaulitz. Obie miały tego już serdecznie dość! W końcu ile to można zaprzeczać? A zaprzeczały, żeby nie narobić chłopakom problemów. Obie zdawały sobie sprawę, że póki co jest lepiej, jeżeli ludzie tylko domyślają się prawdy.
-          Myślałam, że w Polsce będzie lepiej, ale chyba tutaj jest o wiele gorzej - Nikola schowała telefon do swojej torebki.
-          A jak jest w Niemczech?
-          Niektórzy się śmieją, że znam Tokio Hotel, inni zazdroszczą, ale ogólnie nikt nie rzuca takich tekstów jak tutaj. Wiesz, chodzi mi o te w stylu: „O! One znają tych pedałów”, „Spójrz! To ona całowała się z tym babochłopem”, „Szkoda takich fajnych dziewczyn” i tutaj następuje lubieżne spojrzenie...
-          Rzeczywiście, pod tym względem jest okropnie, ale przejmujesz się tym? Toma i tak się czepiają znacznie mniej niż Billa.
-          Nie tyle się przejmuję co mnie denerwuje.
-          Mnie też, ale nic na to nie poradzisz. Ja już się chyba zdążyłam do tego przyzwyczaić.
-          Hej dziewczyny! O czym rozmawiacie?
Słysząc głos należący do Macieja podniosły głowy w górę. Przed nimi stał chłopak średniego wzrostu z włosami spiętymi w kucyk. Poprawił okulary i usiadł na podłodze.
-          O takich tam - Mary machnęła ręką niedbale.
-          Mandaryna cię szukała. - Taki przydomek nosiła nauczycielka języka niemieckiego, która wyglądała tak jakby była siostrą Marty Wiśniewskiej.
-          Nie mówiła po co? - Pokręcił przecząco głową. - Później do niej pójdę.
-          Jak chcesz.
Między nimi zapadła cisza. Zresztą nic dziwnego. Mary Ann nie miała żadnych tematów do rozmów z Maćkiem od momentu kiedy w gazetach ukazały się jej zdjęcia z Georgiem. Od tamtego czasu ciągle jej docinał, że zadaje się z nazistami. Z początku było jej przykro, że tak się zachowuje chłopak, z którym dość dobrze dogadywała się w pierwszym semestrze, ale później uznała, że nie ma sensu przejmować się kimś, kto zachowuje się jak niewychowany dzieciak. W końcu nie powinno się oceniać ludzi, których się nie zna. A on z pewnością nie znał Tokio Hotel.
-          Ciągle was tak ludzie zaczepiają? - spytał, kiedy kolejna dziewczyna rzuciła jakąś kąśliwą uwagę na ich temat.
-          Od czasu do czasu - Nikola wzruszyła ramionami, jakby to nie zrobiło na niej najmniejszego wrażenia, ale prawda była inna. W jej wnętrzu aż się gotowało ze złości.
-          Chyba powinienem cię przeprosić - spojrzał na Mary Ann, znad swoich okularów.
-          Za co?
-          Za to, że nazywałem Tokio Hotel pedałami i nazistami - zmieszał się nieco, poprawiając nerwowo swoje włosy. - W gruncie rzeczy trochę im zazdroszczę, że udało im się osiągnąć taki sukces, choć wokalista wygląda jak baba, i ma głos jak dzieciak, zaś jego koledzy nawet grać dobrze nie potrafią.
-          Jak rozumiem mówisz to jako znawca?
-          Zapędziłem się trochę? - obie skinęły głowami. - Sorry. Chodzi mi o to, że nie mają super wielkiego talentu, daleko im do Metallicy, a osiągnęli naprawdę wielki sukces, choć ich głównymi fankami są czternastolatki...
-          Jak chcesz po nich jeździć, to może sobie pójdziesz? - Mary spojrzała na niego gniewnie. - Wiemy, że nie są idealni, jeszcze dużo im brakuje do Metallicy, a przeciętna wieku ich fanek to czternaście, ale mam dość tego, że każdy się ich czepia! Zaraz pewnie na nas naskoczysz, bo ich znamy!
-          Nie! - zaprotestował gorąco. - Naprawdę nie chciałem was urazić! Właściwie to was rozumiem...
-          Czyżby? - wtrąciła Nikola. - Naprawdę rozumiesz? To może poznamy cię z chłopakami, paparazzi zrobią wam kilka fot, które wylądują w necie i wtedy zobaczymy czy naprawdę nas rozumiesz!
-          Nikola daj spokój - Mary Ann położyła dłoń na jej ramieniu. - Nie ma sensu się wściekać.
Brunetka skinęła tylko wolno głową, choć miała ochotę wykrzyczeć jeszcze kilka rzeczy.
-          Spoko, po tym co słyszycie od nich - wskazał głową na korytarz, którym przechodzili uczniowie - masz prawo tak mówić. Ja też nie jestem bez winy, ale chyba zrozumiałem, że to bez sensu się was czepiać. A co do TH, to niektóre piosenki mają całkiem, całkiem.
-          Dobrze zrozumiałam? - Nikola otworzyła szerzej oczy słysząc słowa Maćka.
-          Chyba tak. Sam mam zespół i wiem jak ciężko się wybić.
Dalszą konwersację przerwało im pojawienie się nauczycielki. Posłusznie weszły do sali, w której już się zebrało trzynastu chłopców i trzy dziewczyny. Mary Ann cieszyła się z tego, że zgłosiła się na ochotnika na samym początku roku, aby iść do grupy chłopców. Przynajmniej miała zagwarantowany spokój choć na tych kilku lekcjach w tygodniu. Faceci owszem, też nie skąpili przykrych słów, ale byli zdecydowanie mniej zawistni niż dziewczyny, które przez cały czas patrzyły na Mary Ann i Nikolę tak jakby miały je zaraz zabić.
-          Mary Ann, pani profesor Piaszczyk prosiła, żebyś poszła do sali czterdzieści dziewięć.
-          Teraz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz