Mary Ann grzebała widelcem w swojej porcji ryżu z curry. Nie miała ochoty
na jedzenie. Nawet słodycze nie przechodziły jej przez gardło. Po ostatniej
rozmowie z Billem, która miała miejsce trzy dni temu, chodziła ze spuszczoną
głową, zaś z oczu wypływały coraz to nowe łzy. Cieszyła się z tego, że ojciec
albo nie zauważył tego co się z nią dzieje, albo postanowił o nic nie
wypytywać. Nie byłaby skłonna tłumaczyć mu co się wydarzyło. Zresztą czy coś
nowego się wydarzyło? Bill wysłał jej „Hilf mir fliegen”, ona do niego
zadzwoniła, podczas rozmowy przeżyła kilka załamań nerwowych, a teraz chodzi
jeszcze smutniejsza niż do tej pory.
Żadna nowość.
Tylko, że ją bolała każda wymieniona z Billem złośliwość. Podświadomie
czuła, że te wszystkie wypowiedziane przez Czarnego słowa tak naprawdę nie mają
pokrycia i nie odzwierciedlają rzeczywistości, tak jak to było w jej przypadku,
ale mimo tego bała się, że jej intuicja może się mylić. Bill naprawdę mógł
traktować ją jak zabawkę, albo zwyczajnie przestać kochać. Może kochał ją tylko
wtedy kiedy była dla niego nieosiągalna? Kochał samo jej wyobrażenie, a kiedy
była z nim okazało się, że nie jest taka jak w jego snach? Może tatuaż, który
sobie zrobił miał upamiętniać jego wyśnioną Mary Ann, a nie ją - zwykłą
dziewczynę z Polski?
Tyle pytań, na które odpowiedzi nie znała...
Ciałem Mary wstrząsnął szloch. Odłożyła na bok prawie nietkniętą porcję
ryżu z curry i opuściła stołówkę. Ruszyła drogą poza granice Puttaparthi. Zatrzymała
się dopiero kiedy doszła do starego drzewa. Wdrapała się na jedną z wyższych
gałęzi i oparła się plecami o twardą, chropowatą korę. Lubiła tutaj
przychodzić, żeby popłakać sobie w samotności. Wiedziała, że jej życie wcale
nie jest złe, dlatego nie powinna się nad sobą użalać. Podczas pobytu w Indiach
widziała mnóstwo ludzi, którzy nie skarżyli się na swój los tak jak ona.
Dziękowali swoim bogom za każdy dzień i oczekiwali następnego. Ona jednak nie
potrafiła cieszyć się, wtedy kiedy nie czuła się szczęśliwa. Było jej przykro,
smutno, zaś wewnątrz czuła niewyobrażalną pustkę, której nie potrafiła niczym
wypełnić. Nigdy nie sądziła, że zakocha się tak mocno. Nigdy nie sądziła też,
że taka miłość istnieje.
Wpatrzyła się w bezchmurne sklepienie, które co jakiś czas przecinał
przelatujący ptak. Upał lejący się z nieba i zamieniający ją wcześniej w wielką
bezkształtną masę już nie był tak bardzo uciążliwy. A może po prostu przestała
zauważać, że jej koszulka w ciągu trzydziestu minut od opuszczenia klimatyzowanego
pomieszczenia staje się mokra? Może to przestało być dla niej istotne?
Przymknęła powieki i spróbowała wsłuchać się w siebie. Skoro medytacja
pomagała jej ojcu, Cherry Jo i Iruce, to dlaczego jej miałaby nie pomóc? I tak
już nie uda jej się naprawić szkód, które wyrządziła z Billem... Dlaczego więc
ma być z tego powodu nieszczęśliwa?
* * *
-
Za pięć minut
będziemy na miejscu - oznajmił Saki.
Bill z Tomem skinęli zgodnie głowami. Georg z Gustavem jechali w drugim
vanie. Wracali do hotelu z próby dźwięku, żeby coś przekąsić i przebrać się.
Potem mieli mieć dwa wywiady i koncert. Bill okropnie cieszył się z tego, bo
przynajmniej nie miał czasu na myślenie o Mary Ann. Zresztą obiecał sobie, że
spróbuje zredukować czas kiedy Mary zaprzątała jego myśli do połowy. Nie było
to jeszcze upragnione zero minut dziennie, ale zaczynał dostrzegać postępy. Tym
bardziej, że całą swoją energię, przeznaczoną na umartwianie się, kierował na
naukę angielskiego i pisanie piosenek na nową płytę. W momentach kiedy było już
naprawdę ciężko i Mary opanowywała całkowicie jego umysł, zamykał oczy i
śpiewał pierwszą lepszą piosenkę, która przyszła mu do głowy. Był wokalistą, a
wokaliści powinni trenować swój głos. Ciągle go doskonalić. I on tak robił.
-
O Boże... -
głos Sakiego zabrzmiał tak, jakby właśnie zobaczył któregoś ze swoich
podopiecznych wywożonego w czarnym worku z hotelu.
-
Co się stało
Saki? - Spytał Tom, odrywając się od przeglądania wiadomości w swoim telefonie.
-
Spójrzcie...
- odparł przerażony, wskazując bezwiednie palcem przed siebie.
Bill z Tomem wyjrzeli przez przednią szybę i również zamarli. Przed ich
hotelem było mnóstwo fanek, które teraz zaczęły przeraźliwie piszczeć.
-
Saki? Co
zrobimy? - Spytał ze strachem Bill.
-
Chyba
powinniśmy zawrócić... - odpowiedział za niego Tobi, który prowadził samochód.
- Zadzwonię do Dirka...
Saki skinął głową, obmyślając w głowie strategię działania. Bał się, że te
wszystkie dziewczyny rzucą się na jego podopiecznych. Żadna z nich nie
przypominała kulturystki, ani nie wyglądała też na silniejszą od niego, ale nie
mógł pominąć przewagi liczebnej.
-
Dirk ze
Stefanem też są przerażeni... - Odezwał się Tobi. - Przecież one ich
rozszarpią!
-
Saki! Co my
zrobimy? - Pytał gorączkowo Bill.
Tom w przeciwieństwie do bliźniaka siedział w skupieniu i pisał smsa do
mamy, Nikoli, Andreasa i ojca. Jeżeli miał zostać teraz rozszarpany przez te
wszystkie fanki, to przynajmniej chciał się pożegnać z osobami, które kocha.
-
No dobrze -
odezwał się wreszcie Saki. - Tobi podjedź najbliżej jak możesz wejścia.
-
Nie ma
sprawy, ale to nie będzie łatwe... - mruknął. - Tom? Bill? Zamknijcie drzwi.
Kaulitzowie posłusznie spełnili jego prośbę wpatrując się ze strachem w
fanki, które próbowały zatrzymać samochód i wyciągnąć ich na zewnątrz.
-
Saki? - Teraz
Tom zwrócił się do ochroniarza. - Może zaczekamy tutaj aż one sobie pójdą? Ja
nie chcę jeszcze umierać! Jestem na to za młody!
-
Nie panikuj!
- Zganił go mężczyzna. - Nic wam się nie stanie, pod warunkiem, że będziecie
nas słuchali. Najpierw wyjdzie Gustav z Georgiem. Na nich fanki raczej się nie
rzucą...
-
Ale co z
nami? Saki! Co się stanie z nami?!
-
Bill! Ty też
nie histeryzuj! Jak tylko Gustav z Georgiem wyjdą, ja z Tobim wysiądziemy.
Wtedy otworzycie drzwi i szybko opuścicie samochód. Postaramy się trzymać je z
dala od was, ale najlepiej będzie jak pobiegniecie najszybciej jak wam się
tylko uda do hotelu. Tam już nie powinny wejść... Zrozumieliście?
Tom z Billem bez słowa skinęli głowami. Jeszcze chyba nigdy nie przeraziły
ich do tego stopnia ich własne fanki. Czasami było niebezpiecznie, ale nigdy aż
tak! Kiedy ujrzeli biegnącego Gustava i Georga, a także to jak Sakim z Tobim
wysiadają, otworzyli drzwi i ze strachem wymalowanym na twarzach, wysiedli z
auta.
Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Saki trzymając mocno
Czarnego za rękę, poprowadził go do hotelu. Bill był mu wdzięczny za to, bo w
tym całym zamieszaniu kompletnie stracił orientację. Do tego fanki szarpały go
za włosy i ubrania, chcąc zagarnąć kawałek dla siebie. Przez moment czuł się
niczym papież. Z tym, że papieża nikt nie chce rozerwać na strzępy!
Gdy, bezpieczni, znaleźli się w recepcji, jakiś mężczyzna podszedł szybko
do drzwi i zamknął je. Fanki, które przed momentem szarpały ich za włosy i
ubrania, teraz starały się wyważyć drzwi. A wszystko, tylko po to, żeby być
bliżej nich. W pewnym sensie Billowi to imponowało.
-
Jesteście
cali? - Spytał Dirk, oddychając głęboko, żeby się uspokoić.
Całą czwórką pokiwali niepewnie głowami.
-
Moje
dready... - jęknął Tom, dotykając swoich włosów. Wydawało mu się, że został
pozbawiony co najmniej kilku sztuk.
-
Ty
płaczesz... - Zauważył Bill, patrząc na bliźniaka.
Starszy Kaulitz dotknął swojego policzka, a kiedy poczuł, że jest mokry
uśmiechnął się lekko. Nawet nie przypuszczał, że płacze.
-
Rzeczywiście...
One są nienormalne! - Kiwnął gniewnie głową, w stronę rozwrzeszczanego tłumu. -
Co one sobie myślą?! Że co?! Że mogą ot tak sobie wyrywać mi dready?! To, że
jestem Tomem Kaulitzem nie znaczy, że jestem pieprzonym ręcznikiem albo butelką
po wodzie, o którą można się bić!
-
Spokojnie.
Już po wszystkim - odezwał się Gustav, patrząc na tłum fanek, starających się
wtargnąć do hotelu.
-
Nie Gustav!
One chciały nas rozszarpać! Gdyby nie Tobi, to już by mnie tutaj z wami nie
było!
-
Nie
przesadzasz? Nie było wcale tak źle...
-
Sorry Geo,
ale one wszystkie skupiły się na mnie i Billu, a wam dały spokój! Wyrwała ci
któraś włosy?! A może oderwała kawałek bluzki?! Jak tak dalej pójdzie, to
będziemy musieli poruszać się w pieprzonym papa-mobile!
-
Może
wyjdziemy i rozdamy im kilka autografów?
Słysząc te słowa Tom, Gustav, Georg, Saki, Tobi, Dirk i Stefan spojrzeli na
Billa jak na wariata, który właśnie uciekł z zakładu psychiatrycznego i
zamierza wysadzić w powietrze Marsa.
-
Co ty sobie
myślisz?! - Wydarł się na niego Saki. - Myślisz, że te dziewczyny ustawią się
grzecznie w kolejce i będą prosiły cię o autografy?! One cię szybciej
rozszarpią gówniarzu! A ja nie zamierzam być tego świadkiem!
-
Ale Saki...
-
Zamknij się
Bill! Wyjść do nich... Dobre sobie... - burknął wściekle. - Wynoś się na
stołówkę coś zjeść, bo za godzinę wracamy na halę! - warknął, po czym
wymamrotał do siebie: - Ten chłopak przyprawi mnie kiedyś o zawał...
Cała czwórka Tokiohotelowców posłusznie udała się na stołówkę. Bill
zauważył jeszcze kątem oka jak Saki rozmawia o czymś z mężczyzną, który zamknął
wcześniej drzwi hotelu. Najprawdopodobniej omawiał kwestię ich bezpieczeństwa.
-
Już nigdy
więcej nie obejrzę filmu o zombie! - Zastrzegł Gustav kładąc talerz wypełniony
jedzeniem na jednym ze stolików, i sadowiąc się wygodnie na krześle.
-
Pieprzone
bezmózgie małolaty... - rzucił gniewnie Tom.
-
Nie
przesadzacie? One tylko tak bardzo nas kochają... - Bill próbował je
usprawiedliwić, choć sam kilka minut temu bał się, że zostanie rozszarpany na
kawałeczki.
Przez moment przed oczami wokalisty Tokio Hotel pojawiły się poszczególne
części jego ciała oprawione w ramki i powieszone na ścianach w pokojach tych
dziewczyn. Zaśmiał się cicho. W życiu nie przypuszczał, że może zostać
przerobiony na relikwie.
-
Tobie już
całkiem na mózg padło! One by nas rozszarpały, idioto!
-
Przecież nie
mówię, że zachowały się normalnie, tylko, że bardzo nas kochają. Nie sądzicie,
że to wspaniałe, zostać rozszarpanym przez fanki?
-
To ma związek
z Mary Ann, prawda? - Tom spytał cicho, tak żeby tylko Bill usłyszał.
Widząc jak bliźniak kiwa ledwo dostrzegalnie głową, uśmiechnął się ciepło.
-
To dobrze, bo
myślałem, że ty to mówisz poważnie... Nawet nie wiesz jak mi ulżyło...
Bill zasępił się, wpatrując się w jedzenie, które przed momentem nałożył
sobie na talerz. Nie był głodny, ale wiedział, że powinien coś zjeść przed
koncertem, żeby mieć energię, której niewątpliwie będzie potrzebował. Jemu
również nie podobało się, że ich fanki zachowują się jak antyfani, ale z
drugiej strony cieszył się, że te setki dziewczyn kocha go tak mocno, że jest w
stanie zakorkować całą ulicę. A nawet rozszarpać go na kawałeczki. Nie sądził
oczywiście, żeby do tego doszło, ale oczywiście mógł zostać nieźle
pokiereszowany razem z Tomem, Georgiem i Gustavem. Dopiero teraz dotarło do
niego jaki osiągnęli sukces. Był gwiazdą. Gwiazdą, którą kocha połowa
niemieckich nastolatek. Po co mu do szczęścia Mary Ann, skoro ma tyle innych
dziewczyn, które oddałyby wszystko za spędzenie jednego dnia w jego
towarzystwie?
* * *
Słysząc głośne pukanie do drzwi, Mary Ann przeciągnęła się leniwie i z
ciężkim westchnięciem zwlokła z łóżka, żeby otworzyć przybyszowi. Widząc na
progu roześmianą od ucha do ucha Cherry Jo, zaprosiła ją gestem do środka i
położyła się z powrotem do łóżka. Miała zamiar zasnąć i spróbować odtworzyć
sen, który jej przerwała Japonka, ale dziewczyna nie pozwoliła na to.
-
Daj spokój!
Nie będziesz się leniła cały dzień!
-
Ale Cherry...
- Zaprotestowała. - Jest dopiero ósma...
-
No właśnie!
Jest już ósma. Wstawaj!
-
Nie...
-
Nie sprzeczaj
się ze mną. Wstawaj! Jedziemy do Bangaluru! - Zawołała radośnie. - Gadałam z
Robertem i powiedział, że mogę cię porwać! Hayaku!* - Zaklaskała w dłonie.
-
Ale ja nie
chcę!
-
Przecież nikt
nie pyta cię o zdanie - wzruszyła ramionami. - Jedziemy się trochę rozerwać! W
aśramie Bhagavana jest super, ale trochę nudno... No już, wstawaj!
-
Cherry... daj
mi spokój... - jęknęła.
Blondynka zasłoniła sobie głowę poduszką, mając nadzieję, że Japonka da za
wygraną i pojedzie do Bangaluru tylko z Iruką. Nie miała ochoty na jakiekolwiek
podróże, a już szczególnie śmierdzącym autobusem, którym będzie zapewne
kierował Hindus, któremu powinni już dawno odebrać prawo jazdy, o ile takowe
posiadał.
Czując jak Cherry próbuje wyszarpać jej poduszkę, westchnęła z rezygnacją i
podniosła się do pozycji siedzącej.
-
Nie patrz na
mnie jakbyś chciała mnie zabić - powiedziała, poprawiając swoją różową grzywkę.
- Trochę się rozerwiemy w Bangalurze i tutaj wrócimy.
-
Dlaczego tak
bardzo ci na tym zależy? - Spytała, bawiąc się swoimi paznokciami.
-
Nie mogę
patrzeć jak chodzisz przybita. Wystarczy?
-
Mówiłam ci,
że nie chcę dzwonić do Billa, ale się uparłaś - przypomniała jej.
-
Przepraszam
Mary - Japonka wyraźnie się zmieszała. - Nie sądziłam, że jest takim dupkiem,
na jakiego wyglądał w twoich opowieściach. Myślałam, że tak jak każda kobieta
przesadzasz...
Mary Ann pokręciła głową, tak jakby chciała powiedzieć, że od samego
początku mówiła, że nie przesadza, po czym odsunęła od siebie kołdrę i udała
się do łazienki. Myjąc zęby spojrzała w lustro. Wyglądała okropnie. Podkrążone,
przekrwione oczy, poszarzała cera, kompletny brak uśmiechu... Wydawało jej się,
że oprócz tego straciła kilka kilogramów. Nie wiedziała czy to wina
zamartwiania się z powodu Billa, braku apetytu czy okropnego upału panującego
na zewnątrz. Pewne było jednak to, że już dawno nie wyglądała tak
koszmarnie.
Założyła czystą spódniczkę, którą musiał teraz podtrzymywać pasek i biały
top. „Przynajmniej ciało mam ładnie opalone...” - przemknęło jej przez myśl.
Przywołując na usta, coś co miało być uśmiechem, wróciła do Cherry Jo.
Dziewczyna siedziała na łóżku i przeglądała zdjęcia jej i Billa.
-
Mówiłam ci
już, że ten twój Bill jest strasznie przystojny? - Spytała, wskazując zdjęcie
na którym był umorusany lodami.
-
Pamiętam
tamten dzień... Byłam wtedy tak cholernie szczęśliwa... - odparła, wkładając do
swojej torby butelkę wody mineralnej. - Poprzedniego wieczoru strasznie się
pokłóciliśmy, bo Bill widział jak Neyzdt się do mnie dobiera, potem ja wpadłam
na niego jak całował się z jakąś panną - zaśmiała się cicho. - Chciałam tamtego
wieczoru wracać do domu, ale kiedy miałam już wyjść z walizkami Gustav z Tomem
przyprowadzili mi kompletnie zalanego Billa. Wtedy powiedział mi, że nie chce
żadnej innej dziewczyny oprócz mnie. Następnego dnia zabrałam go do Deauville.
To zdjęcie jest zrobione chwilę przed tym jak pierwszy raz powiedział, że mnie
kocha... - Po jej policzku potoczyła się samotna łza. - Wtedy wydawało mi się,
że mówi prawdę, ale najwyraźniej jest dobrym aktorem, albo kochał tylko
wyobrażenie o mnie...
Cherry Jo podeszła do Mary Ann i objęła ją. Z oczu blondynki zaczęły
wypływać coraz to nowe łzy. Nie chciała płakać, bo to nie sprawiało, że stawała
się szczęśliwsza. Była jeszcze bardziej przybita.
-
Ciii... Już
dobrze... Nie płacz... - uspokajała ją.
-
Gdyby łzy
same nie cisnęły mi się do oczu, to pewnie bym nie płakała - zdobyła się na
słaby uśmiech. - Zresztą nie przejmuj się tym. Trochę popłaczę, popłaczę i mi
przejdzie.
-
Ten Bill to
naprawdę dupek! Powinien teraz tutaj być i prosić cię, żebyś mu wybaczyła! -
Zawołała gniewnie.
-
On nie jest
dupkiem - zaprzeczyła. - No może czasami... Ale ja też nie jestem wcale
lepsza... Zresztą mniejsza... - machnęła ręką. - Chodźmy, bo odjedzie nam
autobus.
-
Zmieniłaś
zdanie?
-
Tak. Muszę na
chwilę odwiedzić kafejkę internetową...
* * *
Czarnowłosy chłopak chodził w tą i z powrotem po dachu
kina Kosmos, uśmiechając się do fanów, którzy przybyli, aby wziąć udział w
kręceniu teledysku do „Der letze tag”. Widząc tych wszystkich ludzi przestał
żałować, że nie udało się wynająć domku, który sobie wypatrzył do tego utworu.
Może rzeczywiście swój ostatni dzień najchętniej spędziłby na scenie, wiedząc,
że kochają go tłumy, a jego istnienie nie poszło na marne? W końcu występy
przed setkami rozentuzjazmowanych ludzi były jego marzeniem, odkąd Gordon
wręczył mu pierwszą gitarę. Tak, on też uczył się kiedyś gry na tym
instrumencie, ale że kompletnie mu nie szło, postanowił, że będzie wokalistą. I
cieszył się z tego wyboru, obserwując jak Gustav rozkłada swoją perkusję z
dwoma technikami, a Tom z Georgiem walczą ze swoimi gitarami. On miał tylko
mikrofon, który wystarczyło podłączyć do prądu. Dzięki temu mógł teraz
bezkarnie przechadzać się po dachu i obserwować tych wszystkich ludzi.
Czując, że telefon delikatnie wibruje w kieszeni jego spodni,
wyciągnął go i spojrzał na wyświetlacz. Samira. Uśmiechnął się lekko,
odbierając połączenie.
-
Cześć -
przywitał się, próbując w dole dostrzec nastolatkę rozmawiającą przez telefon
komórkowy.
-
Nie rozglądaj
się tak - zaśmiała się. - I tak nie znajdziesz mnie w tym tłumie.
-
Nie bądź tego
taka pewna - uśmiechnął się.
-
Niby jak
zamierzasz to uczynić, skoro nie wiesz jak wyglądam?
-
Poczekaj, Tom
mi pomoże. On cię widział... - Odsunął telefon od ucha i podbiegł do bliźniaka.
- Która to Samira? - Spytał.
-
Kto? -
Dreadowłosy zmarszczył brwi, próbując rozplątać kabelki.
-
Samira.
-
Nie znam
takiej. - Wzruszył obojętnie ramionami, nie odrywając się od czynności, którą
wykonywał już od przeszło piętnastu minut.
-
Jak to nie
znasz? Przecież dałeś jej mój numer telefonu...
-
A! Ta
dziewczyna, która koniecznie chciała iść na nasz koncert? I co załatwiłeś jej
bilet?
-
Nie.
Zapomniałem pogadać z Davidem - podrapał się po głowie z zakłopotaniem. -
Pomożesz mi ją znaleźć w tym tłumie?
-
Pomógłbym ci,
gdybym pamiętał jak wyglądała. Wiem tylko, że obie były całkiem ładne. Jedna
miała takie trochę mysie włosy, a druga blond.
-
Super... tam
jest pełno blondynek i szatynek... - mruknął, przykładając telefon do ucha. -
Jesteś jeszcze?
-
Jestem,
jestem - zaśmiała się. - I póki co nigdzie się nie wybieram. Obiecałeś mi
występ w super-tajnym teledysku...
-
Jasne. Zaraz
wyślę po ciebie Sakiego na dół, ok?
-
Pewnie.
Chowając telefon do kieszeni podszedł do Sakiego, który był zajęty
obserwowaniem piszczących z podekscytowania nastolatek. Puknął go lekko w
ramię, a kiedy mężczyzna na niego spojrzał, uśmiechnął się do niego lekko.
-
Saki?
Zejdziesz na dół po Samirę?
-
Jaką znowu
Samirę?
-
Prawdę mówiąc
nie wiem - wzruszył ramionami. - To Tom ją zna, ale przez telefon wydaje się
całkiem miła...
-
Oszalałeś?
Mam przyprowadzić tutaj jakąś waszą fankę, którą znasz tylko przez telefon?!
Bill! Co się z tobą dzieje?
-
No dobra jak
nie chcesz, to sam po nią pójdę... - Burknął, odwracając się na pięcie.
-
Czekaj.
Przyprowadzę ją, ale jesteś pewny?
-
Gdybym nie
był, to chyba nie prosiłbym, żebyś ją tutaj przyprowadził, nie?
____________
* hayaku - jap. szybko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz