niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 205



Mary Ann grzebała widelcem w swojej porcji ryżu z curry. Nie miała ochoty na jedzenie. Nawet słodycze nie przechodziły jej przez gardło. Po ostatniej rozmowie z Billem, która miała miejsce trzy dni temu, chodziła ze spuszczoną głową, zaś z oczu wypływały coraz to nowe łzy. Cieszyła się z tego, że ojciec albo nie zauważył tego co się z nią dzieje, albo postanowił o nic nie wypytywać. Nie byłaby skłonna tłumaczyć mu co się wydarzyło. Zresztą czy coś nowego się wydarzyło? Bill wysłał jej „Hilf mir fliegen”, ona do niego zadzwoniła, podczas rozmowy przeżyła kilka załamań nerwowych, a teraz chodzi jeszcze smutniejsza niż do tej pory.
Żadna nowość.
Tylko, że ją bolała każda wymieniona z Billem złośliwość. Podświadomie czuła, że te wszystkie wypowiedziane przez Czarnego słowa tak naprawdę nie mają pokrycia i nie odzwierciedlają rzeczywistości, tak jak to było w jej przypadku, ale mimo tego bała się, że jej intuicja może się mylić. Bill naprawdę mógł traktować ją jak zabawkę, albo zwyczajnie przestać kochać. Może kochał ją tylko wtedy kiedy była dla niego nieosiągalna? Kochał samo jej wyobrażenie, a kiedy była z nim okazało się, że nie jest taka jak w jego snach? Może tatuaż, który sobie zrobił miał upamiętniać jego wyśnioną Mary Ann, a nie ją - zwykłą dziewczynę z Polski?
            Tyle pytań, na które odpowiedzi nie znała...
Ciałem Mary wstrząsnął szloch. Odłożyła na bok prawie nietkniętą porcję ryżu z curry i opuściła stołówkę. Ruszyła drogą poza granice Puttaparthi. Zatrzymała się dopiero kiedy doszła do starego drzewa. Wdrapała się na jedną z wyższych gałęzi i oparła się plecami o twardą, chropowatą korę. Lubiła tutaj przychodzić, żeby popłakać sobie w samotności. Wiedziała, że jej życie wcale nie jest złe, dlatego nie powinna się nad sobą użalać. Podczas pobytu w Indiach widziała mnóstwo ludzi, którzy nie skarżyli się na swój los tak jak ona. Dziękowali swoim bogom za każdy dzień i oczekiwali następnego. Ona jednak nie potrafiła cieszyć się, wtedy kiedy nie czuła się szczęśliwa. Było jej przykro, smutno, zaś wewnątrz czuła niewyobrażalną pustkę, której nie potrafiła niczym wypełnić. Nigdy nie sądziła, że zakocha się tak mocno. Nigdy nie sądziła też, że taka miłość istnieje.
Wpatrzyła się w bezchmurne sklepienie, które co jakiś czas przecinał przelatujący ptak. Upał lejący się z nieba i zamieniający ją wcześniej w wielką bezkształtną masę już nie był tak bardzo uciążliwy. A może po prostu przestała zauważać, że jej koszulka w ciągu trzydziestu minut od opuszczenia klimatyzowanego pomieszczenia staje się mokra? Może to przestało być dla niej istotne?
Przymknęła powieki i spróbowała wsłuchać się w siebie. Skoro medytacja pomagała jej ojcu, Cherry Jo i Iruce, to dlaczego jej miałaby nie pomóc? I tak już nie uda jej się naprawić szkód, które wyrządziła z Billem... Dlaczego więc ma być z tego powodu nieszczęśliwa?
* * *
-          Za pięć minut będziemy na miejscu - oznajmił Saki.
Bill z Tomem skinęli zgodnie głowami. Georg z Gustavem jechali w drugim vanie. Wracali do hotelu z próby dźwięku, żeby coś przekąsić i przebrać się. Potem mieli mieć dwa wywiady i koncert. Bill okropnie cieszył się z tego, bo przynajmniej nie miał czasu na myślenie o Mary Ann. Zresztą obiecał sobie, że spróbuje zredukować czas kiedy Mary zaprzątała jego myśli do połowy. Nie było to jeszcze upragnione zero minut dziennie, ale zaczynał dostrzegać postępy. Tym bardziej, że całą swoją energię, przeznaczoną na umartwianie się, kierował na naukę angielskiego i pisanie piosenek na nową płytę. W momentach kiedy było już naprawdę ciężko i Mary opanowywała całkowicie jego umysł, zamykał oczy i śpiewał pierwszą lepszą piosenkę, która przyszła mu do głowy. Był wokalistą, a wokaliści powinni trenować swój głos. Ciągle go doskonalić. I on tak robił.
-          O Boże... - głos Sakiego zabrzmiał tak, jakby właśnie zobaczył któregoś ze swoich podopiecznych wywożonego w czarnym worku z hotelu.
-          Co się stało Saki? - Spytał Tom, odrywając się od przeglądania wiadomości w swoim telefonie.
-          Spójrzcie... - odparł przerażony, wskazując bezwiednie palcem przed siebie.
Bill z Tomem wyjrzeli przez przednią szybę i również zamarli. Przed ich hotelem było mnóstwo fanek, które teraz zaczęły przeraźliwie piszczeć.
-          Saki? Co zrobimy? - Spytał ze strachem Bill.
-          Chyba powinniśmy zawrócić... - odpowiedział za niego Tobi, który prowadził samochód. - Zadzwonię do Dirka...
Saki skinął głową, obmyślając w głowie strategię działania. Bał się, że te wszystkie dziewczyny rzucą się na jego podopiecznych. Żadna z nich nie przypominała kulturystki, ani nie wyglądała też na silniejszą od niego, ale nie mógł pominąć przewagi liczebnej.
-          Dirk ze Stefanem też są przerażeni... - Odezwał się Tobi. - Przecież one ich rozszarpią!
-          Saki! Co my zrobimy? - Pytał gorączkowo Bill.
Tom w przeciwieństwie do bliźniaka siedział w skupieniu i pisał smsa do mamy, Nikoli, Andreasa i ojca. Jeżeli miał zostać teraz rozszarpany przez te wszystkie fanki, to przynajmniej chciał się pożegnać z osobami, które kocha.
-          No dobrze - odezwał się wreszcie Saki. - Tobi podjedź najbliżej jak możesz wejścia.
-          Nie ma sprawy, ale to nie będzie łatwe... - mruknął. - Tom? Bill? Zamknijcie drzwi.
Kaulitzowie posłusznie spełnili jego prośbę wpatrując się ze strachem w fanki, które próbowały zatrzymać samochód i wyciągnąć ich na zewnątrz.
-          Saki? - Teraz Tom zwrócił się do ochroniarza. - Może zaczekamy tutaj aż one sobie pójdą? Ja nie chcę jeszcze umierać! Jestem na to za młody!
-          Nie panikuj! - Zganił go mężczyzna. - Nic wam się nie stanie, pod warunkiem, że będziecie nas słuchali. Najpierw wyjdzie Gustav z Georgiem. Na nich fanki raczej się nie rzucą...
-          Ale co z nami? Saki! Co się stanie z nami?!
-          Bill! Ty też nie histeryzuj! Jak tylko Gustav z Georgiem wyjdą, ja z Tobim wysiądziemy. Wtedy otworzycie drzwi i szybko opuścicie samochód. Postaramy się trzymać je z dala od was, ale najlepiej będzie jak pobiegniecie najszybciej jak wam się tylko uda do hotelu. Tam już nie powinny wejść... Zrozumieliście?
Tom z Billem bez słowa skinęli głowami. Jeszcze chyba nigdy nie przeraziły ich do tego stopnia ich własne fanki. Czasami było niebezpiecznie, ale nigdy aż tak! Kiedy ujrzeli biegnącego Gustava i Georga, a także to jak Sakim z Tobim wysiadają, otworzyli drzwi i ze strachem wymalowanym na twarzach, wysiedli z auta.
Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Saki trzymając mocno Czarnego za rękę, poprowadził go do hotelu. Bill był mu wdzięczny za to, bo w tym całym zamieszaniu kompletnie stracił orientację. Do tego fanki szarpały go za włosy i ubrania, chcąc zagarnąć kawałek dla siebie. Przez moment czuł się niczym papież. Z tym, że papieża nikt nie chce rozerwać na strzępy!
Gdy, bezpieczni, znaleźli się w recepcji, jakiś mężczyzna podszedł szybko do drzwi i zamknął je. Fanki, które przed momentem szarpały ich za włosy i ubrania, teraz starały się wyważyć drzwi. A wszystko, tylko po to, żeby być bliżej nich. W pewnym sensie Billowi to imponowało.
-          Jesteście cali? - Spytał Dirk, oddychając głęboko, żeby się uspokoić.
Całą czwórką pokiwali niepewnie głowami.
-          Moje dready... - jęknął Tom, dotykając swoich włosów. Wydawało mu się, że został pozbawiony co najmniej kilku sztuk.
-          Ty płaczesz... - Zauważył Bill, patrząc na bliźniaka.
Starszy Kaulitz dotknął swojego policzka, a kiedy poczuł, że jest mokry uśmiechnął się lekko. Nawet nie przypuszczał, że płacze.
-          Rzeczywiście... One są nienormalne! - Kiwnął gniewnie głową, w stronę rozwrzeszczanego tłumu. - Co one sobie myślą?! Że co?! Że mogą ot tak sobie wyrywać mi dready?! To, że jestem Tomem Kaulitzem nie znaczy, że jestem pieprzonym ręcznikiem albo butelką po wodzie, o którą można się bić!
-          Spokojnie. Już po wszystkim - odezwał się Gustav, patrząc na tłum fanek, starających się wtargnąć do hotelu.
-          Nie Gustav! One chciały nas rozszarpać! Gdyby nie Tobi, to już by mnie tutaj z wami nie było!
-          Nie przesadzasz? Nie było wcale tak źle...
-          Sorry Geo, ale one wszystkie skupiły się na mnie i Billu, a wam dały spokój! Wyrwała ci któraś włosy?! A może oderwała kawałek bluzki?! Jak tak dalej pójdzie, to będziemy musieli poruszać się w pieprzonym papa-mobile!
-          Może wyjdziemy i rozdamy im kilka autografów?
Słysząc te słowa Tom, Gustav, Georg, Saki, Tobi, Dirk i Stefan spojrzeli na Billa jak na wariata, który właśnie uciekł z zakładu psychiatrycznego i zamierza wysadzić w powietrze Marsa.
-          Co ty sobie myślisz?! - Wydarł się na niego Saki. - Myślisz, że te dziewczyny ustawią się grzecznie w kolejce i będą prosiły cię o autografy?! One cię szybciej rozszarpią gówniarzu! A ja nie zamierzam być tego świadkiem!
-          Ale Saki...
-          Zamknij się Bill! Wyjść do nich... Dobre sobie... - burknął wściekle. - Wynoś się na stołówkę coś zjeść, bo za godzinę wracamy na halę! - warknął, po czym wymamrotał do siebie: - Ten chłopak przyprawi mnie kiedyś o zawał...
Cała czwórka Tokiohotelowców posłusznie udała się na stołówkę. Bill zauważył jeszcze kątem oka jak Saki rozmawia o czymś z mężczyzną, który zamknął wcześniej drzwi hotelu. Najprawdopodobniej omawiał kwestię ich bezpieczeństwa.
-          Już nigdy więcej nie obejrzę filmu o zombie! - Zastrzegł Gustav kładąc talerz wypełniony jedzeniem na jednym ze stolików, i sadowiąc się wygodnie na krześle.
-          Pieprzone bezmózgie małolaty... - rzucił gniewnie Tom.
-          Nie przesadzacie? One tylko tak bardzo nas kochają... - Bill próbował je usprawiedliwić, choć sam kilka minut temu bał się, że zostanie rozszarpany na kawałeczki.
Przez moment przed oczami wokalisty Tokio Hotel pojawiły się poszczególne części jego ciała oprawione w ramki i powieszone na ścianach w pokojach tych dziewczyn. Zaśmiał się cicho. W życiu nie przypuszczał, że może zostać przerobiony na relikwie. 
-          Tobie już całkiem na mózg padło! One by nas rozszarpały, idioto!
-          Przecież nie mówię, że zachowały się normalnie, tylko, że bardzo nas kochają. Nie sądzicie, że to wspaniałe, zostać rozszarpanym przez fanki?
-          To ma związek z Mary Ann, prawda? - Tom spytał cicho, tak żeby tylko Bill usłyszał.
Widząc jak bliźniak kiwa ledwo dostrzegalnie głową, uśmiechnął się ciepło.
-          To dobrze, bo myślałem, że ty to mówisz poważnie... Nawet nie wiesz jak mi ulżyło...
Bill zasępił się, wpatrując się w jedzenie, które przed momentem nałożył sobie na talerz. Nie był głodny, ale wiedział, że powinien coś zjeść przed koncertem, żeby mieć energię, której niewątpliwie będzie potrzebował. Jemu również nie podobało się, że ich fanki zachowują się jak antyfani, ale z drugiej strony cieszył się, że te setki dziewczyn kocha go tak mocno, że jest w stanie zakorkować całą ulicę. A nawet rozszarpać go na kawałeczki. Nie sądził oczywiście, żeby do tego doszło, ale oczywiście mógł zostać nieźle pokiereszowany razem z Tomem, Georgiem i Gustavem. Dopiero teraz dotarło do niego jaki osiągnęli sukces. Był gwiazdą. Gwiazdą, którą kocha połowa niemieckich nastolatek. Po co mu do szczęścia Mary Ann, skoro ma tyle innych dziewczyn, które oddałyby wszystko za spędzenie jednego dnia w jego towarzystwie?
* * *
Słysząc głośne pukanie do drzwi, Mary Ann przeciągnęła się leniwie i z ciężkim westchnięciem zwlokła z łóżka, żeby otworzyć przybyszowi. Widząc na progu roześmianą od ucha do ucha Cherry Jo, zaprosiła ją gestem do środka i położyła się z powrotem do łóżka. Miała zamiar zasnąć i spróbować odtworzyć sen, który jej przerwała Japonka, ale dziewczyna nie pozwoliła na to.
-          Daj spokój! Nie będziesz się leniła cały dzień!
-          Ale Cherry... - Zaprotestowała. - Jest dopiero ósma...
-          No właśnie! Jest już ósma. Wstawaj!
-          Nie...
-          Nie sprzeczaj się ze mną. Wstawaj! Jedziemy do Bangaluru! - Zawołała radośnie. - Gadałam z Robertem i powiedział, że mogę cię porwać! Hayaku!* - Zaklaskała w dłonie.
-          Ale ja nie chcę!
-          Przecież nikt nie pyta cię o zdanie - wzruszyła ramionami. - Jedziemy się trochę rozerwać! W aśramie Bhagavana jest super, ale trochę nudno... No już, wstawaj!
-          Cherry... daj mi spokój... - jęknęła.
Blondynka zasłoniła sobie głowę poduszką, mając nadzieję, że Japonka da za wygraną i pojedzie do Bangaluru tylko z Iruką. Nie miała ochoty na jakiekolwiek podróże, a już szczególnie śmierdzącym autobusem, którym będzie zapewne kierował Hindus, któremu powinni już dawno odebrać prawo jazdy, o ile takowe posiadał.
Czując jak Cherry próbuje wyszarpać jej poduszkę, westchnęła z rezygnacją i podniosła się do pozycji siedzącej.
-          Nie patrz na mnie jakbyś chciała mnie zabić - powiedziała, poprawiając swoją różową grzywkę. - Trochę się rozerwiemy w Bangalurze i tutaj wrócimy.
-          Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? - Spytała, bawiąc się swoimi paznokciami.
-          Nie mogę patrzeć jak chodzisz przybita. Wystarczy?
-          Mówiłam ci, że nie chcę dzwonić do Billa, ale się uparłaś - przypomniała jej.
-          Przepraszam Mary - Japonka wyraźnie się zmieszała. - Nie sądziłam, że jest takim dupkiem, na jakiego wyglądał w twoich opowieściach. Myślałam, że tak jak każda kobieta przesadzasz...
Mary Ann pokręciła głową, tak jakby chciała powiedzieć, że od samego początku mówiła, że nie przesadza, po czym odsunęła od siebie kołdrę i udała się do łazienki. Myjąc zęby spojrzała w lustro. Wyglądała okropnie. Podkrążone, przekrwione oczy, poszarzała cera, kompletny brak uśmiechu... Wydawało jej się, że oprócz tego straciła kilka kilogramów. Nie wiedziała czy to wina zamartwiania się z powodu Billa, braku apetytu czy okropnego upału panującego na zewnątrz. Pewne było jednak to, że już dawno nie wyglądała tak koszmarnie. 
Założyła czystą spódniczkę, którą musiał teraz podtrzymywać pasek i biały top. „Przynajmniej ciało mam ładnie opalone...” - przemknęło jej przez myśl.
Przywołując na usta, coś co miało być uśmiechem, wróciła do Cherry Jo. Dziewczyna siedziała na łóżku i przeglądała zdjęcia jej i Billa.
-          Mówiłam ci już, że ten twój Bill jest strasznie przystojny? - Spytała, wskazując zdjęcie na którym był umorusany lodami.
-          Pamiętam tamten dzień... Byłam wtedy tak cholernie szczęśliwa... - odparła, wkładając do swojej torby butelkę wody mineralnej. - Poprzedniego wieczoru strasznie się pokłóciliśmy, bo Bill widział jak Neyzdt się do mnie dobiera, potem ja wpadłam na niego jak całował się z jakąś panną - zaśmiała się cicho. - Chciałam tamtego wieczoru wracać do domu, ale kiedy miałam już wyjść z walizkami Gustav z Tomem przyprowadzili mi kompletnie zalanego Billa. Wtedy powiedział mi, że nie chce żadnej innej dziewczyny oprócz mnie. Następnego dnia zabrałam go do Deauville. To zdjęcie jest zrobione chwilę przed tym jak pierwszy raz powiedział, że mnie kocha... - Po jej policzku potoczyła się samotna łza. - Wtedy wydawało mi się, że mówi prawdę, ale najwyraźniej jest dobrym aktorem, albo kochał tylko wyobrażenie o mnie...
Cherry Jo podeszła do Mary Ann i objęła ją. Z oczu blondynki zaczęły wypływać coraz to nowe łzy. Nie chciała płakać, bo to nie sprawiało, że stawała się szczęśliwsza. Była jeszcze bardziej przybita.
-          Ciii... Już dobrze... Nie płacz... - uspokajała ją.
-          Gdyby łzy same nie cisnęły mi się do oczu, to pewnie bym nie płakała - zdobyła się na słaby uśmiech. - Zresztą nie przejmuj się tym. Trochę popłaczę, popłaczę i mi przejdzie.
-          Ten Bill to naprawdę dupek! Powinien teraz tutaj być i prosić cię, żebyś mu wybaczyła! - Zawołała gniewnie.
-          On nie jest dupkiem - zaprzeczyła. - No może czasami... Ale ja też nie jestem wcale lepsza... Zresztą mniejsza... - machnęła ręką. - Chodźmy, bo odjedzie nam autobus.
-          Zmieniłaś zdanie?
-          Tak. Muszę na chwilę odwiedzić kafejkę internetową...
* * *
            Czarnowłosy chłopak chodził w tą i z powrotem po dachu kina Kosmos, uśmiechając się do fanów, którzy przybyli, aby wziąć udział w kręceniu teledysku do „Der letze tag”. Widząc tych wszystkich ludzi przestał żałować, że nie udało się wynająć domku, który sobie wypatrzył do tego utworu. Może rzeczywiście swój ostatni dzień najchętniej spędziłby na scenie, wiedząc, że kochają go tłumy, a jego istnienie nie poszło na marne? W końcu występy przed setkami rozentuzjazmowanych ludzi były jego marzeniem, odkąd Gordon wręczył mu pierwszą gitarę. Tak, on też uczył się kiedyś gry na tym instrumencie, ale że kompletnie mu nie szło, postanowił, że będzie wokalistą. I cieszył się z tego wyboru, obserwując jak Gustav rozkłada swoją perkusję z dwoma technikami, a Tom z Georgiem walczą ze swoimi gitarami. On miał tylko mikrofon, który wystarczyło podłączyć do prądu. Dzięki temu mógł teraz bezkarnie przechadzać się po dachu i obserwować tych wszystkich ludzi.
            Czując, że telefon delikatnie wibruje w kieszeni jego spodni, wyciągnął go i spojrzał na wyświetlacz. Samira. Uśmiechnął się lekko, odbierając połączenie.
-          Cześć - przywitał się, próbując w dole dostrzec nastolatkę rozmawiającą przez telefon komórkowy.
-          Nie rozglądaj się tak - zaśmiała się. - I tak nie znajdziesz mnie w tym tłumie.
-          Nie bądź tego taka pewna - uśmiechnął się.
-          Niby jak zamierzasz to uczynić, skoro nie wiesz jak wyglądam?
-          Poczekaj, Tom mi pomoże. On cię widział... - Odsunął telefon od ucha i podbiegł do bliźniaka. - Która to Samira? - Spytał.
-          Kto? - Dreadowłosy zmarszczył brwi, próbując rozplątać kabelki.
-          Samira.
-          Nie znam takiej. - Wzruszył obojętnie ramionami, nie odrywając się od czynności, którą wykonywał już od przeszło piętnastu minut.
-          Jak to nie znasz? Przecież dałeś jej mój numer telefonu...
-          A! Ta dziewczyna, która koniecznie chciała iść na nasz koncert? I co załatwiłeś jej bilet?
-          Nie. Zapomniałem pogadać z Davidem - podrapał się po głowie z zakłopotaniem. - Pomożesz mi ją znaleźć w tym tłumie?
-          Pomógłbym ci, gdybym pamiętał jak wyglądała. Wiem tylko, że obie były całkiem ładne. Jedna miała takie trochę mysie włosy, a druga blond.
-          Super... tam jest pełno blondynek i szatynek... - mruknął, przykładając telefon do ucha. - Jesteś jeszcze?
-          Jestem, jestem - zaśmiała się. - I póki co nigdzie się nie wybieram. Obiecałeś mi występ w super-tajnym teledysku...
-          Jasne. Zaraz wyślę po ciebie Sakiego na dół, ok?
-          Pewnie.
Chowając telefon do kieszeni podszedł do Sakiego, który był zajęty obserwowaniem piszczących z podekscytowania nastolatek. Puknął go lekko w ramię, a kiedy mężczyzna na niego spojrzał, uśmiechnął się do niego lekko.
-          Saki? Zejdziesz na dół po Samirę?
-          Jaką znowu Samirę?
-          Prawdę mówiąc nie wiem - wzruszył ramionami. - To Tom ją zna, ale przez telefon wydaje się całkiem miła...
-          Oszalałeś? Mam przyprowadzić tutaj jakąś waszą fankę, którą znasz tylko przez telefon?! Bill! Co się z tobą dzieje?
-          No dobra jak nie chcesz, to sam po nią pójdę... - Burknął, odwracając się na pięcie.
-          Czekaj. Przyprowadzę ją, ale jesteś pewny?
-          Gdybym nie był, to chyba nie prosiłbym, żebyś ją tutaj przyprowadził, nie?
____________
* hayaku - jap. szybko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz