niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 192



-          Bill? - Czarnowłosy podniósł głowę w górę, patrząc w stronę, z której dobiegł go głos bliźniaka. Nawet nie zauważył jego przybycia, tak mocno był pogrążony w swoich myślach.
-          Czego chcesz?! - Wykrzyczał stając na równe nogi.
-          Mary zostawiła to dla ciebie.
Wyciągnął dłoń z kawałkiem kartki. Bill spojrzał na nią niepewnie, po czym wyszarpnął Tomowi z rąk liścik i z furią potargał na małe kawałeczki. Nie zamierzał czytać tego co mu napisała! To pewnie kolejne brednie, które miały ruszyć go za serce. A on nie będzie drugi raz już taki głupi!
-          Możesz powiedzieć jej, że nic mnie to nie obchodzi - powiedział spokojnie, kiedy ostatni ścinek spadł na ziemię. - A teraz wynoś się.
Tom spojrzał na skrawki papieru leżące na niebieskiej wykładzinie, ciężko wzdychając. Rozumiał, że Bill może być zły na Mary Ann za to, że nie powiedziała mu o ciąży, ale sądził, że powinien chociaż przeczytać to co mu napisała. Może wyjaśniła tam powód swojego zachowania?
-          Nie zachowuj się jak dzieciak!
-          To przestań traktować mnie jak dzieciaka! Wynoś się do niej, poklep po plecach i powiedz jaki to ja jestem okropny! A może dasz jej buzi?! Na pewno się ucieszy!
-          Bill wiesz, że ja nie...
-          Nie wiem i nie zamierzam się dowiadywać. A teraz się wynoś.
-          Dobrze - spuścił głowę. - Ale powinieneś zapytać ją o ciążę, a nie wpatrywać się w te zdjęcia, które zostawiła ci mama.
Gdy Dreadowłosy opuścił pokój, Bill opadł ciężko na posłane łóżko. Skąd Tom wiedział, że w ogóle jeszcze ma zdjęcia USG Mary Ann? Przecież upchnął je głęboko do walizki, a wpatrywał się w nie tylko wtedy, kiedy myślał, że nikt tego nie widzi. A może Tom po prostu znał go znacznie lepiej niż on sam siebie?
Wyciągnął spod poduszki brązową kopertę i spojrzał na czarno-białą fotografię, na której właściwie niewiele było widać. Przez kilka ostatnich dni zastanawiał się jakby to było zostać tatą; mieć dziecko z Mary Ann. Wiedział, że nigdy się tego nie dowie, ale zawsze mógł pomarzyć. Co rzecz jasna nie oznacza wcale, że już w tej chwili był gotowy na ojcostwo. Bo tak nie było.
Ze smutkiem zebrał z podłogi skrawki papieru i schował je razem ze zdjęciami do walizki. Poczłapał do łazienki. Miał rozmazany makijaż, rozczochrane włosy na wszystkie strony, a oczy miały najżałośniejszy wyraz jaki tylko mogły mieć. Nie mógł się tak pokazać na wywiadzie. Dziennikarka z pewnością zaczęłaby coś podejrzewać, zadając mu tym samym tysiące pytań. A on nie chciał na nie odpowiadać. Z nikim nie chciał rozmawiać o Mary Ann. Nawet z Tomem, szczególnie, że bliźniak w tej walce stał po przeciwnej stronie barykady. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że nie wspomniał mu nawet słówkiem o przyjeździe blondynki?
* * *
            Nikola oparła głowę o tors Toma i bez słowa wpatrywała się w mijane krajobrazy. Jechali właśnie autostradą do Hamburga. Już za niedługo zobaczy nowe mieszkanie jej i ojca. Było jej smutno, że od tej pory nie będzie miała obojga rodziców, ale mamę i tatę. A nawet ojczyma, bo jak się dowiedziała z ostatniej rozmowy telefonicznej z rodzicielką, Rebeka Smidt zamierza zaraz po rozwodzie wziąć ślub ze swoim szefem. Nie rozumiała do końca dlaczego tak się dzieje, że miłość pewnego dnia wygasa. Szczególnie po tylu latach  szczęśliwego małżeństwa, bo jej rodzice byli przecież ze sobą szczęśliwi przez dziewiętnaście lat.
            Przeniosła spojrzenie na Billa, który siedział naprzeciwko niej i w milczeniu wpatrywał się w zagłówek fotela kierowcy. Na uszach miał słuchawki od odtwarzacza mp3. Czarnowłosy sprawiał wrażenie całkowicie pochłoniętego muzyką, ale ona dobrze wiedziała, że tak naprawdę snuł ponure myśli. Mimo, że ciągle się uśmiechał i udawał, że nic się nie stało, widziała w jego oczach bezgraniczny smutek. Dlaczego w takim razie nawet nie spróbował porozmawiać z Mary Ann? Ona też zresztą nie wyglądała na szczęśliwą kiedy odprowadzała ją na dworzec autobusowy.
            Tom przesunął delikatnie dłonią po jej udzie. Spojrzała na niego zdumiona, a kiedy dostrzegła błysk podniecenia w oczach Dreadowłosego uśmiechnęła się.
-          Wiesz na co mam ochotę? - Szepnął jej do ucha.
-          Na wielką porcję lodów waniliowych z owocami i bitą śmietaną?
-          Na coś o wiele słodszego...
-          Czyżby to były gofry z białą czekoladą? - Droczyła się z nim.
-          Jeszcze coś słodszego...
-          W takim razie to musi być szwajcarska czekolada.
Zmarszczył zabawnie nos, po czym pokręcił przecząco głową. Musnął wargami jej odsłonięty obojczyk i przesunął dłonią wzdłuż uda. Nikola zaśmiała się dźwięcznie, strzepując jego rękę.
-          Nie tutaj...
-          Hans? - Tom zwrócił się do kierowcy. - Czy mógłbyś się zatrzymać?
-          Jost mówił, że mam was przywieźć jak najszybciej do Hamburga.
-          Ale Nikoli jest słabo. Zobacz jaka jest blada... - przekonywał, choć gdyby kierowca odwrócił się teraz do tyłu i spojrzał na nastolatkę z pewnością nie powiedziałby, że jest blada. Inna sprawa, że w ciemności panującej we wnętrzu samochodu nie dostrzegłby rumieńców nastolatki.
-          No dobrze - mruknął.
Mężczyzna kiedy tylko zauważył zjazd na stację benzynową, skręcił w prawo. Zatrzymał czarnego vana na parkingu. Obok niego po chwili stanął drugi van, wiozący Gustava, Georga, Tobiego i Stefana. Wszyscy wysiedli z samochodów, oprócz Billa, który nadal siedział na swoim miejscu i wpatrywał się w zagłówek fotela kierowcy.
-          Skoczę po coś do jedzenia - oznajmił Georg. - Chcecie coś?
-          Czekoladę truskawkową, chipsy śmietanowo-cebulowe, dwie puszki pepsi, paczkę paluszków... - wyliczał Gustav, a widząc skupioną minę basisty machnął ręką, jakby to co przed chwilą powiedział było nieważne. - Pójdę z tobą, bo pewnie znowu przyniesiesz mi chusteczki higieniczne, piankę do golenia, wodę mineralną i gorzką czekoladę...
Nikola usłyszawszy słowa Gustava uśmiechnęła się lekko, ściskając za dłoń Toma. Ona też nabrała ochoty na coś znacznie słodszego od szwajcarskiej czekolady. Chłopak widząc jej spojrzenie, pociągnął ją w stronę pól, rozciągających się za stacją benzynową.
-          A wy dokąd?! - Zawołał za nimi Hans. - Zaraz jedziemy dalej!
-          Zaraz wrócimy! - rzucił Tom, a w jego oczach pojawiły się szatańskie ogniki.
Razem z Nikolą wiedzieli, że to nie będzie wcale taka chwila, o jaką chodziło Hansowi. Dreadowłosy jednak sądził, że warto narazić się na gniew kierowcy, bo w zamian zyska coś o wiele lepszego.
            Złapał brunetkę mocniej za dłoń i uśmiechnął się do niej uwodzicielsko. Od trzech tygodni wyczekiwał tej chwili z utęsknieniem. Nie mógł się już doczekać kiedy znów będzie mógł się nacieszyć Nikolą. W końcu był tylko chłopakiem, który na dodatek kocha swoją dziewczynę.
            Gdy przedarli się przez dość wysoką trawę, która w spowijającym mroku przybrała odcień szaro-zielony i znaleźli się w miejscu, w którym inni ludzie nie powinni ich zauważyć, Tom położył dłonie na talii Nikoli. Wpatrzył się w jej radosną twarz, od której odbijała się lekka poświata księżyca. Dziewczyna przysunęła się do niego i zarzuciła mu ręce na kark.
-          Wariat - powiedziała pieszczotliwie, pozwalając mu się pocałować.
Wplotła palce w jego dready i zaczęła się nimi bawić. To co robili w tej chwili było szalone! Ktoś mógł ich w każdej chwili przyłapać na gorącym uczynku. Przez chwilę zastanawiała się czy aby na pewno powinna pozwolić Tomowi kochać się z nią tu i teraz, ale po głębszym zastanowieniu doszła do wniosku, że to tylko dokłada nieco więcej pikanterii całej sytuacji.
Zamruczała cicho, kiedy Tom wsunął jej dłonie pod czerwony top i zaczął przesuwać nimi wzdłuż jej kręgosłupa. Odsunęła się od niego nieco, aby pozwolić mu na zdjęcie swojej bluzeczki. W czekoladowych oczach starszego Kaulitza pojawił się błysk podniecenia, na widok nieco jaśniejszej skóry, osłoniętej delikatnym, koronkowym biustonoszem. Zaczął muskać jedwabistą skórę Nikoli, upajając się jej pomrukami zadowolenia. Był najszczęśliwszym facetem pod słońcem, mając tak blisko siebie ukochaną dziewczynę. I mogąc się nią rozkoszować dowoli. W dodatku ten dreszczyk emocji towarzyszący temu, że zaraz będą się kochali w blasku księżyca na polu, w pobliżu stacji benzynowej... Nie była to może wymarzona, romantyczna sceneria, ale w gruncie rzeczy nie było wcale tak źle.
Pocałował zachłannie Nikolę w usta, gładząc jednocześnie jej pośladki. Dziewczyna spojrzała mu czule w oczy, po czym pozbyła się jego wielkiego T-shirtu. Położyła podkoszulek na trawie i popchnęła na niego Toma.
-          Tak będzie wygodniej... - szepnęła.
Chłopak zgodził się kiwnięciem głowy. Nikola usiadła na nim okrakiem, wpijając się w jego słodkie wargi. Uwielbiała czuć ich smak. Gdyby tylko mogła całowałaby go cały czas. No może z przerwami na posiłki i zatopienie się w jego orzechowych tęczówkach. Tom sięgnął do kieszeni swoich spodni wydobywając z nich kwadratowe opakowanie. Brunetka widząc to, wyciągnęła mu je z dłoni i z uśmiechem wyrzuciła.
-          Nie będzie potrzebne...
-          Nie? - Spytał zdumiony, nieco chrapliwym głosem z pożądania.
-          Biorę tabletki - wyjaśniła, ściągając z siebie jeansy.
Rozpięła pasek, który przytrzymywał spodnie Toma, żeby nie spadły, a gdy chłopak uniósł lekko biodra w górę, zsunęła mu jeansy do kolan. Objęła go udami i z uśmiechem zaczęła się kołysać w przód i tył. Dreadowłosy podniósł się nieco, dotykając czołem, czoła Nikoli. Uwielbiał wpatrywać się w jej tęczówki zamglone rozkoszą, którą jej sprawiał; obserwować jak na jej ciele pojawiają się kropelki potu... Wszystko w niej uwielbiał.
-          Kocham cię, kocham... - szeptał jak w gorączce, kiedy nadeszło spełnienie.
Nikola w odpowiedzi zamknęła mu usta pocałunkiem. Gdy oboje byli zaspokojeni brunetka zeszła z Toma i położyła się obok. Oboje wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo, próbując uspokoić przyspieszone oddechy.
-          Chyba pora wracać - mruknęła Nikola niezadowolona z tego. Wolałaby jeszcze trochę poleżeć tutaj z Tomem i poobserwować nocne sklepienie.
-          Chyba masz rację - powiedział, całując ją w obojczyk.
Z uśmiechami na twarzach podnieśli się z ziemi i założyli na siebie ubrania. Nie przejmując się tym, że są umorusani, a w ich włosy wczepiło się kilkadziesiąt źdźbeł trawy, jak gdyby nigdy nic udali się w drogę powrotną. Już z oddali dostrzegli Hansa, który chodził w kółko, żywo gestykulując. Tom wiedział, że mają przechlapane, ale po tym co się stało, nic nie mogło popsuć mu dobrego humoru.
-          Gdzie wy żeście byli?! - Wrzasnął kierowca, kiedy zbliżyli się do vana. - Mieliśmy zatrzymać się na chwilę, a nie na pięćdziesiąt trzy i pół minuty!
-          Przepraszamy - powiedział, przybierając na twarz smutną minę, choć w jego oczach widać było, że wcale nie jest mu przykro.
-          Co ja z wami mam... - bąknął Hans, opuszczając ręce w dół. - Wsiadajcie!
* * *
-          Cześć! Już jesteś? - Joanna Rose zwróciła się do córki, jak ta tylko weszła do przedpokoju. - Jak było?
-          Gdzie? - Mary Ann spytała trochę nieprzytomnie, wyrwana nagle z rozmyślań o Billu.
Miała nadzieję, że po przeczytaniu tych kilku słów, które mu nabazgrała pospiesznie na kartce, chłopak zadzwoni do niej. Niestety pomyliła się. Najwyraźniej Czarnowłosy już jej nie kochał. A może tak naprawdę nigdy jej nie kochał, a przez ten cały czas grał? Nie sądziła, żeby był aż tak dobrym aktorem, ale to wyjaśnienie wydawało jej się najbardziej sensowne.
-          U koleżanki.
-          Aaa... Całkiem fajnie. Poplotkowałyśmy sobie trochę - zdobyła się na lekki uśmiech, choć wcale nie było jej do śmiechu. Nie po tym co usłyszała od Billa.
-          Nikola już pojechała do domu?
-          Tak, przed chwilą odjechał jej autokar.
Mary Ann podniosła na ręce Scruffy’ego, który zabrał się za gryzienie nogawek jej spodni, aby zwrócić na siebie uwagę. Spojrzała na niego groźnie, a widząc jak pies wpatruje się w nią niewinnymi oczkami zbliżyła go do swojej twarzy i pocałowała w pyszczek. Psiak położył swoją malutką łapkę na jej nosie i polizał języczkiem jej policzek.
-          Ten pies ma ADHD.
Blondynka postawiła Scruffy’ego na podłogę i spojrzała na Briana, który stał w progu swojego pokoju, trzymając się dłońmi futryny.
-          Cześć - przywitała się, ściągając z nóg buty.
Pchnęła drzwi i weszła do swojego pokoju. Kiedy jej oczom ukazało się dziewięć wazonów ustawionych na szafkach, a w nich bukiety, które dostała od Billa z oczu zaczęły wypływać strumieniami łzy. A trzymała się już tak dobrze...
-          Wszystko przez te cholerne kwiatki! - warknęła wściekła.
Podeszła do segmentu i z furią zrzuciła z niego dwa wazony. Szkło rozpadło się na małe kawałki, zaś woda znajdująca się w wazonach utworzyła sporą kałużę na środku pokoju. Mary Ann nie przejmując się tym, usiadła na panelach i wpatrywała się w jedenaście bab, które stały rozłożone na półce. Uśmiechy matrioszek i rączki wyciągnięte w jej stronę, tak jakby chciały podać jej kolejne litery układające się w napis „Je t’aime”, zdawały się z niej szydzić. „Jak mogłam być tak naiwna i zaufać temu kłamcy?! ” - wyrzucała sobie w duchu. Czuła się naprawdę podle. Tak jakby cały świat zwalił jej się nagle na głowę. Czyżby Atlas nie był w stanie utrzymać nieboskłonu, albo zrobił sobie przerwę w pracy?
-          Co potrzaskałaś? - jej uszu dobiegło wołanie matki.
Mary Ann zaczerpnęła kilka głębokich oddechów, żeby trochę się uspokoić. Nie chciała, aby rodzicielka usłyszała w jej głosie, że właśnie zanosi się płaczem.
-          Nic! Wazon mi spadł! - odkrzyknęła, modląc się w duchu, żeby Joanna Rose nie postanowiła przyjść do jej pokoju. Wtedy niewątpliwie matka chciałaby wiedzieć co się stało, a Mary nie miała siły wyjaśniać jej całej sytuacji. Tym bardziej, że oznaczało to przyznanie się do tego, że zamiast u Gośki była w Berlinie, a wtedy z pewnością doszłoby do wielkiej kłótni pomiędzy nią, a matką. Wystarczy, że jej serce krwawi, a marzenia o szczęśliwym związku z Billem, o jego czułych pocałunkach i słowach pozostaną już na zawsze tylko marzeniami. Więcej problemów nie było potrzebnych Mary Ann.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz